Odtwarzacz



Prolog
Zimowy poranek i zmierzch

Nastał nowy dzień w małej wiosce w Południowym Królestwie. Słońce leniwie wyglądało zza wzniesień na horyzoncie. Zima, która już na dobre zawitała w tym roku była wyjątkowo łaskawa. Spokojnie opadające płatki śniegu roztapiały się na płaszczu blondwłosej kobiety. Spodziewała się w niedalekiej przyszłości dziecka. Właśnie zmierzała do karczmy, w której pracowała. W rękach niosła kosz ze słojami, w których znajdowały się przetwory. Szła tak ciesząc się piękną pogodą, kiedy jej zachwyt rozwiał czarny kształt znajdujący się na śniegu. Podeszła bliżej i zauważyła, że jest to dziecko. Było ono zmarznięte i wychudzone. Jej mąż wyszedł z domu później, jednak zauważył, że kobieta pochyla się nad czymś i zaniepokojony podbiegł aby zobaczyć czy wszystko w porządku.
-Aria?!-Krzyknął zbiegając ze wzgórza-Czy wszystko dobrze?!- Podszedł do niej i zauważył chłopca. Obejrzał go szybko badawczym wzrokiem.
-Sywer... Musimy go zabrać do domu i ogrzać! Inaczej umrze!-Krzyknęła blondwłosa kobieta, w której już odzywał się instynkt matki. Odwróciła go i starła śnieg z jego twarzy. Był chłodny, gdyby nie płytki oddech można by uznać, że nie żyje. Mężczyzna, o krótkich czarnych włosach zabrał go na ręce i zaniósł do domu. Tam opatulił chłopca w koc i pobiegł po lekarza. W tym czasie kobieta postawiła garnek z zupą na piecu. Dziecko niedługo potem odzyskało przytomność, jednak  z wycieńczenia i mrozu dostało gorączki i dreszczy. Zielonooki chłopiec najwyraźniej nie był w stanie rozpoznać otoczenia i ledwo rozumiał co się dzieje w koło niego.
-Spokojnie...-Powiedziała Aria podając mu miskę z zupą. Chłopiec nie był w stanie sam zjeść, dlatego mu pomogła-Jak masz na imię...?-Zapytała kiedy chłopiec zjadł trzecią miskę. Najwyraźniej zasłabnął z głodu, o czym świadczyła jego sylwetka.
Czując ciepło w żołądku chłopiec uśmiechnął się lekko, ale na początku nie mógł nic powiedzieć. Ogarnięty dreszczami starał się jednak coś powiedzieć.
- Ja... Ha-a-av.... Hav-v-v...Hav-v-vciu. Mam-m-ma? S-s-skąd-d-d T-t-ty...? - jego organizm próbował walczyć z dopadającą go chorobą, jednak było tylko coraz gorzej i wkrótce nie mógł nawet nic już więcej zjeść. Nim jeszcze udało się Sywerowi przyprowadzić lekarza chłopiec stracił przytomność i trzymając kurczowo koc trząsł się i mówił coś niewyraźnie. Sywer wbiegł zdyszany, a za nim Hebr, który był miejscowym lekarzem. Szybko zbadał chłopca i niedługo potem młode małżeństwo dostało mieszankę ziół, którą mieli podać mu jak się ocknie. Aria i Sywer podziękowali lekarzowi i odprowadzili go do drzwi. Po pożegnaniu mężczyzna zajął się pilnowaniem chłopca, aby jego żona spodziewająca się dziecka nie zaraziła się.

-Co z nim zrobimy jak wyzdrowieje...?-Zapytał czarnowłosy w końcu przerywając długą ciszę.
-Wydaje mi się, że on nie ma rodziny. Myślę, że może u nas pozostać. W końcu i tak niedługo narodzi się kolejne dziecko, więc na pewno będzie im raźniej-Powiedziała leżąc na łóżku z którego mogła obserwować co dzieje się w kuchni
-Myślę, że to może być równie dużym utrudnieniem co ułatwieniem. Z resztą, nawet gdyby było utrudnieniem, to i tak już zdecydowałaś się na to, prawda? Jak Ty się uprzesz, to nie ma zmiłuj... – westchnął  Sywer. - Czy dowiedziałaś się może czegoś jak mnie nie było?
-Ma na imię Hav... nie wiem, miał problemy z wypowiedzeniem, wydaje mi się, że po prostu Hav...-Pozostawiając jego uwagę bez odpowiedzi. Wiedziała, że taka jest, jednak to właśnie ta cecha spowodowała, że wyrosła na silną kobietę. Nie fizycznie, tylko psychicznie-Jego akcent jest charakterystyczny i wątpię, aby on był z tych rejonów. Musi być z daleka...
-Nie słyszałem o takim imieniu…-Zamyślił się na chwilę- W takim razie nadajmy mu imię Havroth. Takie imię jest dość popularne i brzmi podobnie, więc jak ktoś będzie go szukał może do nas trafi.
-Sywer… Myślisz, że ktoś z jego bliskich tutaj przyjdzie?-Zapytała kobieta niepewnie.
-Myślę, że nie, jednak należy wziąć pod uwagę taką możliwość…
Kiedy chłopiec ocknął się i czuł się o wiele lepiej Aria i Sywer próbowali dowiedzieć się coś więcej na temat przeszłości Havrotha, jednak nie wiele powiedział na temat. Jedynie dowiedzieli się, że faktycznie pochodzi z bagien nazywanych Berygrind oraz że jego matka zginęła na jego oczach. Po tym postanowili nie nękać go przeszłością. Zapytany czy chce z nimi pozostać, ponieważ istnieje taka możliwość uśmiechał się i mówił, że się cieszy, że ma nową rodzinę.
Niedługo potem Aria urodziła córeczkę. Nadano jej imię Namida, po jej babci. Po tym jak młode małżeństwo przygarnęło Havrotha jego nowa mama zrezygnowała z pracy w karczmie. Coraz trudniej było jej pogodzić obowiązki względem dzieci, domu i pracy. Zaczęła jej również mocniej doskwierać choroba, nazywana białą śmiercią. Powodowała ona, że skóra nie opalała się, przez co była bardzo wrażliwa na słońce. Dodatkowo powoli osłabiała cały organizm przez co kobieta zaczęła mdleć przy większym wysiłku. Czarnowłosy rozumiał, że jego matka jest chora i w końcu umrze, jednak rodzice temu zaprzeczali. Na początku nie potrafił zrozumieć zachowania ojca. Przez cały czas był przy niej, starał się gotować, dźwigać za nią, to on nie sypiał po nocach opiekując się Namidą i pracował w swoim warsztacie. Nie potrafił zrozumieć dlaczego to wszystko robi. Tam, skąd pochodził osoby, które nie były dostatecznie silne, żeby żyć po prostu umierały, pozostawiane bez opieki. Właśnie jego ojciec miał przenieść trzy wiadra do domu, kiedy Havroth podszedł nieśmiało i chwycił za uchwyt jednego z nich. Sywer spojrzał pytająco. Nigdy wcześniej nie pomagał, a sami nie chcieli go do tego zmuszać.
-Może ja to zaniosę?-Zapytał lekko rumieniąc się przy tym i obserwując reakcję opiekuna. On uśmiechnął się i poczochrał mu włosy.
-Oczywiście, że możesz mi pomóc, jeżeli chcesz-Oboje przenieśli wiadra do kuchni. Tam starszy z nich przysiadł-Będziesz naprawdę wspaniałym mężczyzną. Jestem z ciebie dumny-Po tych słowach razem zabrali się za opiekę nad kobietami. Havroth słyszał tego wieczoru, jak Sywer opowiada z wielkim entuzjazmem jak jego syn sam postanowił pomóc. Aria również podziela ten entuzjazm, bardzo ją cieszyło, że mimo iż jest chora przyczynia się do wychowania swoich dzieci.
Czas mijał spokojnie, a Namida miała już dwa lata. Właśnie bawiła się razem z bratem, kiedy chłopiec postanowił zapytać rodziców czy mogą wyjść na zewnątrz się pobawić. Wiedział, że rodzice są w swoim pokoju. Aria była już na tyle słaba, że rzadko wychodziła z łóżka. Chciał zapukać kiedy usłyszał fragment rozmowy.
-Kochanie, jak się czujesz?- Zapytał jego opiekun.
-Sywer, wiesz że na mnie już czas…-Drzwi były uchylone i zajrzał przez szparę. Aria uśmiechnęła się delikatnie do swojego męża.
-Nawet tak nie mów… Musimy razem wychować dzieci…-Słyszał narastającą rozpacz w głosie mężczyzny. Havroth był przerażony. Czy to już? Czy to właśnie w tym momencie jego mama kończy żywot…?
-Wiesz, że to nie ode mnie zależy…-Wyszeptała tak cicho, że chłopiec ledwo usłyszał.
-Czy to oznacza, że ty umierasz?-Zapytał otwierając drzwi na oścież. Jego opiekunowie spojrzeli zdziwieni w tamtą stronę.
-Havroth, nie wolno pod…-Zaczął mężczyzna wstając z krzesła
-W porządku kochanie…-Powstrzymała go gestem ręki-Nic się nie stało-Zwróciła się do Havrotha- Tak…-Chciała dokończyć, jednak nie potrafiło jej to przejść przez gardło. Po chwili dodała-Chodź przytul mnie i idź się pobawić dalej z Misią…-Chłopiec ze łzami w oczach podszedł do swojej matki i przytulił ją najmocniej jak potrafił. Nie chciał ją stracić, była dla niego najbliższą osobą.
-Zawsze będziesz moim synkiem-Po tych słowach pocałowała go w głowę. Havroth odsunął się od niej i mimo narastającego sprzeciwu wobec tego co się dzieje spokojnie wyszedł z pomieszczenia. Dalej wbiegł po schodach i rozpłakał się będąc już w swoim pokoju. Niedługo potem zajrzała do niego Namida
-Havciu, ty płaczesz?-Zapytała lekko niewyraźnie.
-Tak Misiu…-Przytulił ją mocno do siebie. Nie świadoma tego co dzieje się teraz w domu dziewczynka przytuliła go. Oboje będąc zmęczeni tym dniem szybko zasnęli leżąc i przytulając się do siebie. Oboje pragnęli tego, aby czuć ciepło matki, która niedługo potem wydała ostatnie tchnienie.